poniedziałek, 4 maja 2015

Femme Fatale - Kazmierz Kyrcz Jr - recenzja

Tak wiem, prawie dwa lata cicho a tu nagle bum. Mój blog, wolno mi.

Kyrcz kolejny raz wypuszcza na rynek solową książkę. Po wydanej dwa lata temu świetnej powieści „Podwójna pętla”, teraz przyszedł czas na zbiór opowiadań „Femme fatale”. Uraczeni zostajemy piętnastoma tekstami, które zasadniczo łączy jedno; ich bohaterowie są nienormalni. Część postaci co prawda zaczyna jako zwyczajni członkowie społeczeństwa, ale po tym co ich spotyka, swojej normalności mogą pomachać na do widzenia. I to jest chyba to, co mnie w tym zbiorze najbardziej urzekło. Uwielbiam czytać o przeróżnych wariatach, a tu mamy całą ich galerię. Samobójcę, który zamiast sobie woli pomagać innym w przejściu na drugą stronę, autora książek o kanibalizmie, który zbyt mocno wkręca się w swoją twórczość, dziewczynę, której randka w ciemno przybiera co najmniej nieoczekiwany obrót. To w jaki sposób bohaterowie postrzegają świat, jak się zachowują, przeciętnego człowieka przyprawiłoby o zawrót głowy. Mamy tu bowiem do czynienia z bandą wykolejeńców, którzy dają upust swojemu skrzywieniu, na różne sposoby uzasadniając swoje poczynania. Przy czym duży wpływ na ich motywacje mają miejsca, w których egzystują. Przedstawiony w tekstach świat zazwyczaj odmalowany został w odcieniach szarości, szef zawsze jest wredną mendą, która za cel życia postawiła sobie utrudnić życie pracownikom, z nieba pada deszcz, a słońce chyba zapomniało, że powinno się pokazywać choćby od czasu do czasu. Nic dziwnego, że praktycznie wszyscy mają tu problemy z głową… Na dokładkę dostajemy od autora garść miejskich legend, afrykańską magię, kilka przestróg, których warto by posłuchać, a które – nie wątpię – większość z czytelników zignoruje.
Ludzie znający Kraków będą mieli zapewne większą radochę z czytania, ponieważ Kyrcz wiele razy przywołuje konkretne miejsca, nazwy ulic, raz nawet całą trasę przebytą przez opisywaną postać. Jedno opowiadanie składa się z dwóch pozornie niepowiązanych historii, sprytnie powiązanych ostatnimi trzema zdaniami, odnoszącymi się do dwóch krakowskich budynków.
Kolejny z walorów „Femme fatale”, to język jakim posługują się bohaterowie. Bohaterowie są pracownikami banków, członkami klasy mniej lub bardziej pracującej, mieszkańcy zapyziałych bloków… Tak też się wypowiadają. Adekwatnie do tego kim są. Czasem w sposób wyszukany, kiedy indziej prosto i dosadnie. Nie obce są im wulgaryzmy czy odniesienia do kultury masowej. W opisach jednak prym wiodą klimatyczne opisy i poetyckie porównania. Bardzo dobrze się to czyta. Zbiorek nie jest zbyt długi, różnorodność zgromadzonych w nim tekstów sprawia, że można go połknąć w jeden dzień.

Podsumowując, Kyrcz zaprezentował genialną formę (co zresztą w wydawnictwie Forma nie należy do rzadkości), a jego „Femme Fatale” to książka, która wciąga czytelnika w szary, smutny świat wykolejeńców, pokazuje ich skrzywienie i do ostatniej strony nie pozwala się oderwać. Dla mnie bomba.

Jakby ktoś chciał zakupić, co gorąco polecam, to tu jest link to strony wydawnictwa Forma. 

piątek, 15 listopada 2013

Mgła - opowiadanie vs film

Elo (zabrzmiało ziomalsko, czyż nie?)
Opowiadanie o niebo lepsze. Na tym mógłbym poprzestać. Większość by się zgodziła zapewne.
Ale się trochę pozagłębiam, dlaczego, jakże to tak, a może jednak, jak to z tymi ekranizacjami jest.
Dla nie mających bladego pojęcia o czym mówię.
A i spoilery będą. dużo ich.
Mgła to pokaźnych rozmiarów tekst (ponad 150 stron w polskim wydaniu), napisana przez Kinga w 1976 roku, pierwotnie ukazała się w antologii "Dark Forces". Później trafiła do zbioru pt. "Szkieletowa załoga", w USA wydanej w 1985 roku, u nas w 2008, opatrzona okładką pokazującą scenę jakby wyjętą z ekranizacji.
1. Co do samego tekstu.
Mgła jest genialna jak dla mnie. Zaczyna się do wyjątkowo silnej burzy, która powala drzewa i pozbawia ludzi prądu. Główny bohater, David ilustrator z żoną i synem próbuje pozbierać się po szoku, jaki przeżyli nocą. Bierze berbecia i nielubianego sąsiada do samochodu i jaką do supermarketu po zakupy. Wtedy to nadciąga bardzo gęsta mgła, do marketu wpada starszy pan, wrzeszcząc, że "We mgle coś jest. Porwało Johna Lee." no i zaczyna się zabawa. We mgle naprawdę są potwory, niektóre wielkie i straszne, niektóre małe i wkurwiające. Łączy je jedno, wszystkie potrafią zabić człowieka w mgnieniu oka. Ludzie, słusznie, boją się wychodzić we mgłę. Nie wszyscy, czasem ktoś wyjdzie. Wtedy jednak słychać tylko krzyk, albo nie słychać nic. No może oprócz tych dziwacznych dźwięków, trochę jak aligatory na bagnie.
Tekst ma świetną atmosferę. Ludzie się boją, robią co mogą, żeby rozeznać się w sytuacji, próbują walczyć z monstrami, główny bohater zdaje sobie jednak sprawę, że to na nic. No i jest jeszcze projekt "Grot strzały". Czyli tajna wojskowa baza, w której nie wiadomo co się wyprawia. Kila razy ludzie zastanawiają się, czy to nie aby wina wojska. Samobójstwo dwóch żołnierzy właśnie na to wskazuje. Depresja i załamanie  wprost wylewają się z kartek, liczba bohaterów maleje. Oprócz potworów są przecież jeszcze tabletki nasenne.
Głównym zagrożeniem nie są jednak stworzenia z mgły. Bo od nich Davida i resztę dzieli przecież szkło i metal, ochrona słaba, ale zawsze jakaś. Największy problem sprawia jednak niejaka Pani Carmody. Stara, walnięta babka, która krzyczy o apokalipsie i gniewie bożym. Dla niej to wszystko to kara za ludzką dumę i zabawy w boga. Na początku ludzie ją wyśmiewają. Później jednak zdobywa coraz więcej wyznawców i zaczyna zagrażać Davidowi i jego synowi. Piękna sprawa, wyjść to znaczy zginąć. Zostać, to znaczy poddać się POKUCIE, czy tam jeszcze stary moher wymyśli. A wyobraźni mu nie brak.
Mocny punkt to końcówka. Davidowi i kilku osobom, udaje się dojść do samochodu, wsiąść i odjechać. Tylko co dalej? Spędzają noc w motelu, gdzie David zastanawia się, czy zdąży zatankować zanim coś go porwie i zabije. Ostatnie słowo to nadzieja.
Cud miód i orzeszki. Nic nie wiadomo, sam się domyśl reszty. Uwielbiam takie zakończenia.

2. Co do filmu
Wcale nie jest zły. Wręcz przeciwnie. Jest nawet dobry. Byłby o wiele lepszy, gdyby nie opowiadanie.
No ale od początku. Zmiany. Wiele jest drobnych, niezmieniających nic w odbiorze, kilka nawet fajnych, reszta totalnie bez sensu. AMERYKANIZACJA. jeszcze raz. AMERYKANIZACJA. Wszystko co w tekście było tylko niedopowiedzeniem, tu jest wyłożone czarno na białym. W tekście było dwóch żołnierzy, w filmie jest trzech. Ten trzeci, tylko po to, żeby z płaczem wyznać wszystkim, że wojsko w tajnej bazie miało portal do innego wymiaru i w trakcie burzy coś się popsuło i mgła wyszła na nasz świat, razem z nim potwory. Jakby tego było mało, gdy David i kilka innych osób idą do apteki po leki, znajdują tam ledwo żywego żołnierza powtarzającego "To wszystko nasza wina". Jakieś wątpliwości?
Ale już na przykład scena, w której żołnierz po "przyznaniu się do winy" zostaje kilka razy dźgnięty nożem i rzucony na pożarcie potworom przez fanatyczny tłum jest świetna.
Dalej. Pani Carmody zapowiedziała, że pierwszej nocy ktoś zginie. W tekście tak było, latający potwór rozszarpał kolesiowi kark. W filmie giną dwie osoby. Ów koleś i młoda kasjerka, dziewczyna żołnierza. Dzięki temu czuje skruchę i wszystko wyznaje. Chyba o to chodziło. Chyba.
Kolejna sprawa, David ma być bohaterem, czyli tym dobrym. W tekście nie był szczerozłoty. Zdradził żoną z zielonooką pięknością i nie pojechał sprawdzić co się stało z zostawioną w domu małżonką. W filmie żadnej zdrady nie ma, za to jest David wraca do domu i widzi ciało żony. Ach, jaki on dobry.
No i zakończenie. Największy ból filmu. Oprócz tego, że nie wiadomo po co, dodany jest jeden człowiek, do ekipy w samochodzie jadącym przez mgłę. Ten sam koleś co wpadł do sklepu krzycząc o mgle. W tekście nic więcej o nim nie ma. W filmie jest aktywnym pomocnikiem Davida.
W opowiadaniu jest wątek Davida zastanawiającego się, czy da radę zabić towarzyszy i co zrobi ze sobą? Bo ich była czwórka, a kule trzy. W filmie kule są cztery, a ludzi piątka. No i strzały padają. W samochodzie są cztery trupy, zapłakany, wrzeszczący David wychodzi, dać się zeżreć, a tu nagle bach.
Idzie armia i miotaczami ognia rozpędza mgłę. Jupijajej, wojsko wszystkich nas uratowało. Jak to dobrze, że jesteśmy w Ameryce, tu wojsko zawsze da radę.
Żeby posłodzić na koniec. Są sceny naprawdę zapadające w pamięć. Twarze ludzi w markecie, kiedy samochód przejeżdża obok nich, zastrzelenie pani Carmody, czy ofiara z żołnierza. Kilku z nich w opowiadaniu nie było. Wspomniane zastrzelenie było, ale kula w czoło wygląda efektowniej niż w brzuch.

Jak mówiłem, film sam z siebie nie jest zły. Oglądałem go dwa razy. Jeśli robi się to dość długo po przeczytaniu opowiadania, to mniej razi po oczach. Tymczasem trzeba przyzwyczaić się, że tak urok kina amerykańskiego. Ludzie chętniej obejrzą film o BOHATERZE, który jest prawy o dobry, niż o kolesiu, który pocieszenia szuka w majtkach dopiero co poznanej lali. No i trzeba wygrać z tymi złymi, co nie? Smutny wniosek jest taki, że publika amerykańska nie zrozumiałaby zakończenia i działań Davida.
Reżyser, Frank Darabont zrobił film, który pomimo zmian i zakończenia dobrze oddaje atmosferę opowiadania. Wywołuje podobne emocje i potrafi wzbudzać porządny niepokój. Panująca w markecie cisza, kiedy ktoś znika we mgle to murowane ciary na plecach. Ogromny plus dla niego. Zresztą kolejny jeśli chodzi o ekranizacje prozy mistrza Horroru.
Wniosek totalnie końcowy.
No cóż. 'murica!

wtorek, 12 listopada 2013

Przechwałek dalszy ciąg.



Witajcie,

Całe życie byłem skromny. Znaczy się, przez długi czas, ale nikt z was nie znał mnie na tyle wcześnie, żeby wiedzieć, czy teraz kłamię. Dopiero niedawno stwierdziłem, że swoją wartość trzeba znać, więc jak mam czym to się chwalę. A przy okazji chwalę także innych, coby nie było, że jestem egoistą.

W poprzedniej notce pisałem o konkursie na opowiadanie do antologii, w którym jestem jednym z laureatów. Chodzi o "Toy stories – historie dla dorosłych dzieci" Dziś właśnie poszła oficjalna informacja. Mamy potwierdzenie z wydawnictwa Morpho. Wydadzą nam to. Sama antologia to sprawka ludzi z portalu Exfabula, którzy ogłosili ów konkurs, znaleźli wydawnictwo i zajęli się korektą tekstów. Dzięki wam!Teraz tylko składanie wszystkiego do kupy i premiera planowana na luty/marzec 2014. Jak na razie pełna profeska, oby dalej tak było. Przyznam, że o wydawnictwie Morpho nigdy wcześniej nie słyszałem, ale ostatnio wydali zbiorek tekstów ludzi z forum Nowej Fantastyki, więc idą w dobrą stronę.

Podsumowując, kolejne opowiadanie na papierze <durny uśmiech z literek>.

A tu lista oficjalna autorów i tekstów.

„Ostatnia sipka węgla” – Marek Zychla

„Full Plastic Jacket” – Kacper Kotulak

„Ostatni prezent” – Juliusz Wojciechowicz

„… i zaszło słońce Mattela” – Adam Froń

„Bogowie w szachy grają” – Sylwia Błach

„Lalka” – Michał Stonawski

„Arte factum” – Grzegorz Gajek

„Miś” – Jędrzej Bargłowski

„Słodkich snów” – Marcin Rojek

„Śpij, chłopczyku” - Marta Krajewska

„Zbrodnia” – Sylwia Finklińska

„Zabaweczka” – Jan Maszczyszyn

„Sklepik z zabawkami” – Marcin Rusnak

„Zabawki z Galatei” – Kornel Mikołajczyk

„Zabawy w wojnę” – Bartłomiej Żarnowski

„W tym roku świąt nie będzie” – Krzysztof T. Dąbrowski

Jest kilka zaprzyjaźnionych osób, co cieszy. Uśmiałem się za to z umiejscowienia mojego tekstu. Głównym jego bohaterem jest Miś, a akcja toczy się wokół śpiącego chłopczyka. Oby tylko teksty nie był zbyt podobne. Zobaczymy.

Co to ja miałem...a tak... jupi jupi!

Druga rzecz do chwalenia się.

Puściłem niedawno w świat tekst, w pewien ciekawy sposób i mam wrażenie, że nikt go nie przeczytał. A szkoda by było. Bo to kawał chorego gówna, że się tak poetycko wyrażę. Chodzi mi o "Nawiedzony cyrk". Otóż, przy notce o polskich horrorcorowcach wspominałem o ziomku zwanym Opał. On to właśnie wydał niedawno zajebistą płytę o takim właśnie tytule i zaproponował mi napisanie tekstu nią inspirowanego, na co się zgodziłem bez wahania. Napisałem jedno z najmocniejszych opowiadań w życiu. Brak tu rozkmin na temat ludzkiej psychiki, czy zadumą nad smutnym losem ludzi w naszym kraju. Jest cyrk, w którym straszy. Chyba. Ludzie zaczynają umierać a później jest tylko mocniej, krwawiej i więcej. Niesamowicie się ubawiłem pisząc ten tekst.



Tak to wygląda, tu można ściągnąć. Naprawdę warto. Opał razem z Dj Phoniciem zrobili kawał dobrego gówna. Jak ktoś lubi mariaż horroru z muzyką to pozycja obowiązkowa.

Jeszcze propos horrocoru, to wczoraj odkryłem coś niesamowite. Skrzydło Straszydło, polecam obczaić kawałki na youtubie. Świetny makijaż w teledyskach, potworne postacie chodzące po lasach. Tych potworów naprawdę można się przestraszyć. Tak się zastanawiałem, co by było, gdyby w Halloween, ktoś przyszedł do mnie po zmroku nie w jakimś durnym stroju z wypożyczalni, tylko właśnie w jednym ze skrzydłowych kostiumów. Mocz cieknący po nogach gwarantowany. Link do kanały youtubowego.

Prace nad książką idą pełną parą. Mam już 60tys. znaków i pełną wizję fabuły, oraz prawie gotowe zakończenie. Dawno nie miałem takiego tempa w pisaniu. Oby to tylko szło w parze z jakością.

Jeszcze takie luźne spostrzeżenie na koniec.Wena to jest menda. Jak się człowiek wkręcił w coś na poważnie, to go atakuje z innej strony. Mam prawie gotowy konspekt nowelki bzarrowej. Roboczy tytuł "U nas na oddziale", czyli perypetie pacjentów szpitala psychiatrycznego, udających się na poszukiwanie złotego kaftana bezpieczeństwa. Uhuhuhu.

Znając życie nie skończę żadnego z opisanych wyżej projektów.

Dziękuję, do widzenia.


sobota, 9 listopada 2013

Publikacje przyszłe, oraz ta, której prawdopodobnie nigdy nie będzie



Ci, którzy tu wchodzicie, porzućcie wszelką nadzieję (albo jakoś tak).
Bo dzisiejsza notka o nadziei właśnie będzie, albo o jej braku.

Najpierw coś o plusach, czyli egzystencja na tym smutnym jak pizda świecie, ma też swoje dobre strony. W ciągu najbliższych kilku miesięcy ukaże się pięć moich opowiadań, z czego dwa w książkach papierowych, wydanych przez prawdziwe wydawnictwa. O jednej z nich, od jakiegoś czasu wolno nam mówić, więc powiem. Studio Trusso i jego "Księga wampirów". Ktoś napisał taki ładny tekścik promujący, więc go przytoczę.

"Tęsknisz za bezwzględnymi bestiami lub arystokratycznymi, lecz bezlitosnymi krwiopijcami? Pragniesz prawdziwej, gęstej i pachnącej człowiekiem krwi? Masz dość brokatowej popkulturowej papki? Wampir – to kiedyś brzmiało dumnie. Przywróćmy sens temu słowu i niech na nowo króluje bezpretensjonalna przemoc!
„Księga Wampirów” zabierze Cię na szaloną przejażdżkę przez najciekawsze wampirze historie – retro, high-end, postapo, klasyka czy satyra. Spotkasz tutaj zarówno wampiry uzbrojone w kły i pazury, jak i energetycznych cwaniaków. Wszystkie na równi prawdziwe i niebezpieczne.Dwudziestu jeden zbuntowanych przeciwko dziwnym trendom autorów postanowiło na nowo zdefiniować obraz wampira. To już nie jest zakochany nastolatek...Dołącz do szeregu albo chwytaj za krzyż i walcz! To nowa epoka. Krwawa i NASZA."

Ja tam osobiście za niczym nie tęsknię. Pomimo zalewu młodzieżowego syfu i romansów paranormalnych, od czasu do czasu zdarzało się coś fajnego o wampirach, co z przyjemnością dało się pochłonąć. Ostatnio choćby remake filmu "Fright night", gdzie wampir jest brutalny i w żadne gierki się nie bawi, wcześniej podobało mi się też "Daybreakers", wizja wampirycznego społeczeństwa jak najbardziej spoko. Ale nie o tym miało być.
O wampirze pisałem do tej pory raz, na konkurs forum Nowej Fantastyki, gdzie mój wąpierz zjadał ofiary w całości, nawet wyróżnienie dostałem. Choć to generalnie nie mój klimat, to zarówno wtedy jak i teraz, pomyślałem sobie, a czemu cholera nie. Zabawię się z konwencją, będzie fajnie. Z drugiej strony, dla młodego pisarzyny, jak ja, to jest ogromna szansa. Dostaję wiadomość o treści mniej więcej "Będzie antologia o wampirach, chcesz coś napisać?".
A tekst mi się podoba niesamowicie. Trochę wesoło, trochę smutno, trochę głupio, ot jak to u mnie. Dokładna premiera antologii nie jest jeszcze znana. Tylko jedno tajemnicze słowo. Wkrótce.

O drugim papierze chyba mi jeszcze mówić tak otwarcie nie wolno. No ale był konkurs na opowiadanie. Wysłałem i się załapałem. Fajnie, bardzo fajnie. Jak już się okazało, kto się załapał, to mi banan na mordkę wpadł, bo większość, to ludzie twórczo i osobiście mi znani. Większość tekstów jest już gotowa, po poprawkach i korekcie. Znów musiałem od cholery poprawiać, ale taki mój urok. Im bardziej się wkręcam w historię, tym mniej zwracam uwagę na to jak piszę. Treść jest świetna, wykonanie, zmora dla edytorów. Dziękuję, polecam się na przyszłość.

Kolejna rzecz, tym razem ebook, to Gorefikacje II, które zebrały tyle tekstów, polskich i zagranicznych, że najprawdopodobniej będą od razu dwie części i nie wiadomo kiedy wyjdą. Mój tekścik, zniszczenie bajki o Śnieżce i siedmiu krasnoludkach, był jednym z pierwszych nadesłanych. Na razie czekamy wszyscy.

Wczoraj dowiedziałem się też, że dwie następne części cyklu hipsterskiego są już poprawione i wstawione do kolejki na Niedobrych literkach. Część trzecie ma być jakoś niedługo, czwarta na początku grudnia. Nie mogę się doczekać reakcji na te dwa diametralnie różne opowiadanka. Trzecia to szaleństwo bez trzymanki dziejące się w Hadesie, Czwarta jest śmiertelnie poważna, brutalna i plastyczna. Moja ulubiona jak do tej pory.
Mam już pomysły na kolejne części, trzeba się w końcu rozprawić z tymi hipsterami, co nie?

Dziś, pierwszy raz od kilku tygodni, zacząłem coś pisać. Wreszcie udało mi się przekłuć myśli w słowa. Skończyłem czwarty rozdział powieści. Łącznie prawie 40tys. znaków i wprowadzenie czterech głównych bohaterów już za mną. Cztery różne osobowości, inaczej patrzące na światy, które mogą być tym samym, bądź zupełnie innymi, co ja tam wiem.

Nadzieja. Aktualnie jestem jej pełen, patrząc na rosnącą listę publikowanych opowiadań. Po wyjściu dwóch papierowych antologii, będę miał trzy teksty na oficjalnym papierze (Bizarro bazar się nie liczy, to twór nieoficjalny w sumie). Jeszcze tylko siedem i witaj kapituło przyznająca nagrodę im. Stefana Grabińskiego. 
Przerażająca mnie wizja skonstruowania spójnej fabuły powieści zaczyna się powoli rozjaśniać, wiem już jak wszystko się skończy, wiem jak wszystko wytłumaczę.


Teraz słów kilka o beznadziei. I tak pewnie nikt mi tego nie wyda. Zbiorek od ponad roku lata po wydawnictwach, wciąż bez skutku, ale to przecież opowiadania, z nimi ciężej. Jak już napiszę książkę, to będzie mi o wiele łatwiej, prawda? PRAWDA?

Z jednej strony mówimy, że sytuacja środowiska horrorowego jest zła, z drugiej, że wciąż się poprawia. Tomek Siwiec i spółka wydali gazetę "Horror Masakra", jeszcze jej w rękach nie miałem, ale podobno jest bardzo dobra, niedługo powinienem ją już mieć. Da się? Da się, tylko trzeba się postarać. Tylko, że książki własnymi siłami nie wydam. Wszelkie wydawnictwa wydające na koszt autora to banda oszustów jest, kończą jak Radwan, likwidują działalność, ludzie wytaczają im procesy. Masakra jakaś.

W całej tej beznadziei pozostaje jedynie mieć nadzieję, że sytuacja się poprawi. Wczoraj kumpel mi uświadomił, że nie mam w sumie na co narzekać. To może już nie będę. I się wezmę dalej za to pisanie. Grabiński sam do mnie nie przyjdzie. Chyba, że jako zombie.

poniedziałek, 21 października 2013

Rojkowa relacja z KFASONu, czyli dlaczego Kraków mnie nienawidzi

Zdrastfujcie!
Od samego początku węszyłem tragedię. Pewne zawirowania postawiły mój przyjazd pod znakiem zapytania, w końcu jednak udało mi się je przezwyciężyć. Wysłałem maila z potwierdzeniem obecności, w piątek wieczorem wcześniej wyszedłem z pracy, o godzinie 18.05 byłem już w pociągu InterRegio jadącym do Krakowa. Do dawnej stolicy naszego tragicznego kraju miałem dotrzeć o godzinie 21.39. Ta, jasne. Koło 20.50 zatrzymaliśmy się gdzieś w polu i nic. Stoimy. Pociągi nas mijają. Ja, ku uciesze współpasażerów, macham uciekającym wagonom. Po składzie poszło plota, że zepsuła nam się lokomotywa i czekamy na nową. Była już 22, kiedy ktoś wyszedł na papierosa. Wrócił po sekundzie, w krzykiem, cytuję "O kurwa, zajebali nam lokomotywę".
Ruszyliśmy o godzinie 23.30 z nową lokomotywą. Do Krakowa dotarłem około 00.30. Jakby tego było mało to autobus, którym dwóch moich przyjaciół jechało, coby mnie odebrać, stanął w korku spowodowanym chyba jakimś wypadkiem i resztę drogi przeszli pieszo.
Dotarłem wreszcie, przemarznięty o głodny (zapomniałem napisać, że przez ponad dwie godziny w pociągu nie było ogrzewania). Chłopaki przynieśli mi rogala, w którego się zgryzłem, nie zaprzątając sobie głowy takimi drobiazgami jak wyjęcie go w foliowej torebki. Pieszo poszliśmy do domu kumpla, gdzie miałem spędzić noc. Nakarmili mnie tam i napoili. Karol i Michał, dziękuję wam z całego serca.
Spałem trzy godziny i ruszyliśmy na KFASON.
We czterech, po drodze zgarnęliśmy jeszcze jednego kolegę, byliśmy tam jako jedni z pierwszych. Otwarcie festiwalu zaczęło się dopiero o 9.15, czekaliśmy aż trochę więcej ludzi się zejdzie. Kilka słów zachęty od organizatorów i wszystko się zaczęło.
Zostaliśmy na parterze, żeby posłuchać, jak Paweł Mateja opowiada o nieznanych klasykach polskiej grozy. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, poznałem kilka interesujących nazwisk. Plus dla Pawła, za entuzjazm i szeroki uśmiech, z którym opowiadał. Ciekawostka, jedną z książek, o której mówił, czyli "Wampir" Reymonta, następnego dnia ujrzałem na straganiku z książkami na dworcu głównym w Krakowie. Jakbym miał kasę, to bym kupił.
Paweł skończył wcześnie, dzięki temu wcale się dużo nie spóźniliśmy na prelekcję o Gore Anny Żołnik. Pełna profeska, naukowe podejście, zdjęcia z horrorów i okładki co ciekawszych płyt. W pewnym momencie Anna pyta, co by było, gdybyśmy zamiast o fikcji mówili o prawdziwych wydarzeniach i pokazuje slajdy z wypadków. Chciała przerwać, chyba po trzech, czy czterech. Na co my, siedząc z tyłu, wydaliśmy jęk zawodu "Ale dlaczego, my chcemy zobaczyć resztę". Jedna z fajniejszych prelekcji z całego konwentu.
Następnie zdążyliśmy jeszcze na końcówkę prelekcji o Ligottim Pawła Mateji i Mateusza Kopacza. Tu się akurat niczego nowego nie dowiedziałem, ale utwierdziłem w przekonaniu, że warto by było w końcu go przeczytać. Tam właśnie spotkaliśmy Marka Grzywacza, którego prelka o alternatywnej seksualności w horrorze, była naszym następnym przystankiem. To właśnie czekając na nią, Marek wpadł na bardzo głupi pomysł, który ja podchwyciłem z naiwnym zamiarem dociągnięcia go do końca. O nim później.
Marek fajnie mówił. Jedną z głównych zalet jego wystąpień, jest powoływanie się na rzeczy, które w Polsce nie wyszły, a warto ich poszukać i jakoś się zaznajomić. Posłuchaliśmy o BDSM i parafiliach. Było bardzo fajnie.
Następny był panel o Zombiefilli. Nie mieliśmy moderatora dyskusji, którą to rolę na warszawskich spotkaniach sprawował świetny Patryk Stryjewski, a na KRAKONIE jeden a autorów Paweł Waśkiewicz. Myślę, że daliśmy radę. Razem z Grześkiem Gajkiem, Michałem Stonawskim i Krzyśkiem Dąbrowskim (fajnie jest siedzieć po tej samej stronie stołu z ludźmi, których teksty się czytało kilka lat temu, nie marząc nawet o spotkaniu ich), rozkminialiśmy jak mogłaby wyglądać inwazja zombie w Polsce, czy wargi ew. ślina zombie to wrota do innego wymiaru, i czy gołębie zombie, srałyby na ludzi. Było super, ludzie dopisali, Krzysiek rzucał pomysłami na teksty, ludzie z publiki zadawali ciekawe pytania, na przykład pan, który chodził z kamerą, niestety nie pamiętam nazwiska, w odpowiedzi na moje wątpliwości czy zombie są straszne, zapytał co zrobić, żeby znowu były i kilka ciekawych pomysłów padło.
O 14.30 miałem swoją prelekcję o bizarro, na którą, oprócz Karola, z których łazilismy ze dwóch cały dzień, przyszedł tylko jeden człowiek. Jacek, tak miał na imię, okazał się spoko kolesiem, pogadaliśmy sobie we trzech od serca i byłem zadowolony. Dostał nawet ode mnie pewien prezent. Nie powiem jaki. W międzyczasie swoją prelke o bizarro miał też Darek Kuchniak, kolega z Niedobrych Literek, na którą nie przyszedł nikt. Dlaczego tak się stało. Cóż, byliśmy chyba dwoma najmniej znanymi tak osobami, a w międzyczasie naszą konkurencję stanowili Stefan Darda, Anna Kańtoch i Michał Gacek. Nie dziwota, że prawie nikt nie przyszedł.
Razem z Karolem załapaliśmy się jeszcze na końcówkę wystąpienia Marka Grzywacza o nietypowym wykorzystanie motywu duchów. Miło było usłyszeć o serialu The Fades, który bardzo lubię.
Potem, znów z opóźnieniem dotarliśmy na Horror redaktorski Pani Miki-Orządały (przepraszam jak źle odmieniłem). Też bardzo fajne spotkanie. Kwiatki przytoczone z pracy Pani redaktor były bezcenne. Autor mistyk, strzał w dziesiątkę. Uśmiałem się setnie, ale i trochę ciekawych rzeczy dowiedziałem. Na przykład, żeby nie opowiadać redaktorom o swoim życiu rodzinnym :P.
Później w planach były antyutopie Artura Olchowego, który niestety nie dotarł, więc posłuchaliśmy jak Michał Stonawski opowiada o klątwie rodziny Beksińskich. Nigdy o tym w ten sposób nie myślałem. Niestety czas gonił, nie mogliśmy siedzieć do końca. Nadeszła godzina 18, a wraz z nią grupowa prelekcja o bizarro, gdzie razem z Markiem Grzywaczaem, Grześkiem Gajkiem i Darkiem Kuchniakiem mieliśmy gadać o najciekawszym gatunku polskiej literatury. Przynajmniej dla mnie :P. Michał Jutkiwicz był naszym moderatorem i chwała mu za to, że nami wytrzymał. Jego pytania były sensowne, ciekawe i przemyślane. Nasze odpowiedzi, troszkę mniej. Jeszcze zanim rozpoczęliśmy, wpadliśmy w taką głupawkę, że niemal spadłem z fotela. Normalka. Ustaliśmy, że Marek pokaże ludziom swoją waginę, a ja moje penisy. Serio. Śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż, Marek jest posiadaczem bizarrowej perełki, czyli Nawiedzonej Waginy Mellicka III, a ja miałem osiem penisów na moim egzemplarzu Bizarro Bazaru. Rano, kiedy Marek składał pierwszy autograf, stwierdził, że może mi narysować penisa zamiast dedykacji. Pomysł podchwyciłem, siedzący obok Michał Stonawski też narysował penisa i tak się zaczęło. Spotkałem w sumie siedmiu autorów Bazaru i każdego pytałem, czy narysuje mi kutasa. Wszyscy się zgodzili. Oprócz Marka i Michała penisy rysowali jeszcze Krzysiek Maciejewski, Darek Kuchniak, Dawid Kain, Krzysiek Dąbrowski i Grzesiek Gajek. Jak uda mi się zebrać penisy od wszystkich autorów, włączając w to amerykańskich, to będzie coś. Wagina i penisy pokazały się ludziom, było fajnie. Zapomniałem wspomnieć, że w tym samym czasie był jakiś LARP i to na niego poszła większość ludzi, która jeszcze była. U nas było chyba ze dwanaście osób, jakiś chłopak zasnął. Fajnie było.
Ostatnią atrakcją był panel horroru, gdzie Dawid Kain, Kazik Kyrcz, Stefan Darda, Michał Stonawski i Michał Gacek snuli wizje przyszłości tego pięknego gatunku. Wniosek, wujek musi wyjść z piwnicy, horror musi odciąć się od marginalizującej go fantastyki. Pomóc ma w tym ogłoszona nagroda im. Stefana Grabińskiego dla najlepszej powieści i opowiadania. Mają być cztery, dwie od czytelników, dwie od kapituły, której członkiem może być każdy publikujący autor horroru, który wydał choć jedną książkę lub opublikował dziesięć opowiadań w książkach lub pismach papierowych. Nie kwalifikuję się. For, fucks sake, Michał Stonawski się nie kwalifikuje, ale jak najbardziej popieram taki plan.
I to by było na tyle.
A, jeszcze after w podziemiach. Cały dzień zmęczenia i brak snu dał się we znaki. Po dwóch piwach wróciliśmy do domu Karola, żeby odespać.
Wniosek końcowy. Było super. Nie wnerwiam się, że prawie nikt do mnie nie przyszedł (choć słyszałem już głosy, że trzy rzeczy na raz to za dużo i za rok coś z tym zrobią). Wreszcie osobiście poznałem Kazka Kyrcza i Dawida Kaina. Świetne uczucie. Dwa lata wstecz czytałem ich książki, teraz piłem z nimi piwo i rozmawialiśmy sobie, fakt, że tylko kilka chwil, ale zawsze. Usłyszałem od nich kilka ciepłych słów, coś wspaniałego. Oprócz nich poznałem multum fajnych ludzi, nabrałem ochoty na kolejne konwenty i energii do pisania. Jakby tego było mało, to poznałem nawet Łukasza Orbitkowskiego i Stefana Dardę, z którymi w przeciwieństwie do Dawida i Kazka, nigdy nie miałem kontaktu.
Wniosek naprawdę końcowy.
Było super. Za rok też jadę.

wtorek, 8 października 2013

Przestańcie ciągnąć Słonia za trąbę, czyli o polskim horrorcorze słów kilkaset.

Dzińdybry (błąd zamierzony)

W związku z niedawną premierą drugiej części Demonologii duetu Słoń/Mikser i podnietami nad mariażem muzyki i horroru (całkowicie zasłużonymi), postanowiłem przybliżyć kilka ciekawych osób, które oprócz Słonia robią w tym kraju dobrą, ciężką muzę. Bo wierzcie, lub nie, są też inni. I nie chodzi mi otwory pokroju Formacja Cmentarz, które były chyba bardziej żartem niż poważną muzyką, ale o ludzi z pasją i umiejętnościami.
Kolejność będzie lekko przypadkowa, lekko inspirowana tym, kiedy danego rapera/zespół poznałem.

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nie wiedziałem, że PIH jest skrajnym prawicowcem i wstyd się przyznać słuchałem jego płyt (na swoje usprawiedliwienie powiem, że w czasach Skazanych na Sukcezz, nie był jeszcze taki zły, odpadłem dopiero przy Dowodzie Rzeczowym numer 1). Wtedy właśnie na youtubie, słuchając kawałka Szatańskie wersety, czytałem sobie komentarze. Ktoś napisał coś w stylu "To jest gówno, sprawdźcie Chory Szpital, oni dopiero rozjebią scenę". Sprawdziłem i odleciałem. To było to, czego szukałem.
Do rzeczy.
1. Chory Szpital, czyli Barthazz i Bączek. Wydali dwie płyty, pierwsza RTG, była jeszcze dość toporna, ale miała potencjał, druga Ciężkie Szpitalne Brzmienie, mój system rozjebała. Chłopaki nie znają świętości, cisną wszystkim za wszystko, nie boją się jednak sięgnąć i po lekką poetykę. Najlepsze kawałki to dwa z AJKS ( o nim później) i Hatred.
http://www.youtube.com/watch?v=VU5wjMvWxZo
http://www.youtube.com/watch?v=2C_RAxOzD-Q
http://www.youtube.com/watch?v=VC-1Hxauuqo

A tu link do fejsbooka chłopaków. Obiecali nową płytę ponad rok temu i umilkli. Poza jednym singlem, zrzeszającym ponad 20 pojebanych mc.
https://www.facebook.com/pages/CHory-Szpital/158776194180398?ref=stream

2. Krwawe Drwale.

Śmiem twierdzić, że jako jedni z pierwszych zajęli się horrorocrem w Polsce. Kawałek "Nocny Łasuch", dziś prawie asłushalny, zaczął przygodę Odyna (wokal) i Cygana (nic nie robi) z muzyka. Z czasem dołączyli do nich Lolo (wokal) i Gleba (mix/master/bity), kawałki coraz lepsze. Coraz bardziej klimatyczne. Od wesołych Krwawych lal o facecie z pechem do dziewczyn:
http://www.youtube.com/watch?v=xMlf1w_fs-0
po klimatyczne bomby jak Necromantic
http://www.youtube.com/watch?v=NRCOaHL9jRU
czy ostatnio Padlina
http://www.youtube.com/watch?v=KNsHmC9vq2M.
Najlepsi chyba, jeśli chodzi o klimat piosenek. Jest u nich wszystko, od wesolutkich pocisków na muzykę w "Słodziaku", do autodissów. Facebook ich.
https://www.facebook.com/KrwaweDrwale?ref=ts&fref=ts

3. Opał
https://www.facebook.com/Opalhh?fref=ts
Młody chłopak z talentem do bujających refrenów o flakach na prześcieradłach. Ma za sobą dopiero jedną płytę, druga na dniach, ale w świadku horrorcorowym odbił się dość głośno dzięki choćby takiej perełce
http://www.youtube.com/watch?v=nJ-Yvdnk7qk

4. Dot.
https://www.facebook.com/doteush
Ziomek z Krakowa. Płyta Heppi Mill, może nie jest stricte horrorcorowa, ale kwałki typu Psychopata już tak. Reszta materiału, choć może nie przeraża w normalnym tego słowa znaczeniu, to dotykają problemów kraju i ludzi, stąd Mięso o głupich dupach, Heppi Mill i debilach ogólnie czy choćby Konsekwencje, o zaskoczenie, konsekwencjach.
http://www.youtube.com/watch?v=HRvyjJMV75M&list=PL629A361C46CFDA6E

5. Wnuk.
https://www.facebook.com/Wnuk71
Tu mamy chłopaka, który się wybił. Niedawno Unhuman Familia wydała mu bardzo porządną płytę.
http://www.youtube.com/watch?v=oyeGXHfmgQs
Jest ostro, krwawo, są pociski na głupotę. Full serwis.

6. Krvavy
https://www.facebook.com/Krvavyrap?fref=ts
Najmniej horrororowy ze wszystkich, bardziej nastawiony na klimat, który z płyty na płytę robi się coraz bardziej magiczno, oniryczno, słowiański. Sam siebie określa rapem rytualnym. Kawałki o Królu Olch, swojskich diabłach czy duchach, potrafią naprawdę przerazić. Nie ma tu nawijek o trupach, czy jebniu oponentów. Ale mówię, klimat jest morderczy.
http://www.youtube.com/watch?v=yEqcvlgKDPw
http://www.youtube.com/watch?v=8MWhat-c9eo
http://www.youtube.com/watch?v=PWuteqvfcus
i mój faworyt. Z AJKS na feacie, Maria rodząca Jezusa w słowiańskim lesie, otoczona naszymi demonami. Cudo.
http://www.youtube.com/watch?v=tWBpvDg83dU

7. Psycho-Clan/Scalpel
https://www.facebook.com/Scalpel666
Jakiś czas temu robili mocne kawałki o psychopatach i cierpieniu.
http://www.youtube.com/watch?v=xQn-ZFiSDLk
Teraz aktywny jest tylko Scalpel, od jakiegoś czasu pracujący nad nowa płytą, na którą czekam, bo ten materiał rozpieprzy mi głośniki.
http://www.youtube.com/watch?v=CsWXTZVSz_4 to stary singiel, nawet nie wiem czy wejdzie na płytę.

8. Stygmat/Młody GOH
Najnowsze odkrycie. Co chłopaki robią na bicie, to poezja. "Jesteśmy pierdolonymi szamanami rapu". Ciężki wokal, jeszcze cięższy bit, a przesłanie dobija i pogrąża.
https://www.facebook.com/MlodyGoh?fref=ts
https://www.facebook.com/Stygmat?fref=ts


Na razie tylko. Jest więcej. Dużo (był nawet epizod z DevilShyt, czyli rapem satanistycznym o demonach i diable, ale człowiek, który to robił, kolejna płytę nagrał o miłości, więc wstyd, hańba i zapomnienie). To tylko te kilka osób, których słucham najczęściej.
Tu jest kawałek z nowej płyty Chorego Szpitala, gdzie jest od groma ziomków, można szukać jak kto zainteresowany.
http://www.youtube.com/watch?v=sc-5g6zcsbY

Podsumowując. Nie samym Słoniem polski horrorcore stoi. Jest wielu wartościowych ludzi, tworzących chora muzykę, we wszystkich odmianach, od bardziej społecznych, do typowo trupowo/krwawo/bez sensownie. Ważne, że jest moc i można się jej poddać.

Ps. Dlaczego nie pisałem o AJKS?
Bo to nie horrorcore. Zupełnie inna rzecz. Deathrap zorientowany na społeczeństwo, politykę i religię, mało mający wspólnego z horrorami. Choć zazwyczaj, to właśnie obecność AJKS na tracku, kiedy na chwilę wyjdzie z politycznych butów i da się ponieść hardcorowi, tworzy najlepsze kawałki. Moją osobistą czołówkę.

Ps2. Dlaczego nie pisałem o Eripe.
Bo to nie horrorcore. Hardcore, nastawiony na krwawe bragga, inteligentne punche i pocisk wszystkim za wszystko.

Ps3.
KaEna i Piha nie lubię. Żaden z nich, nawet nie stał koło horrorcoru.

Dziękuję i miłego rycia mózgów.

Edit. Zapomniałem o najważniejszym. Przecież mamy własną wytwórnie Horrorcorową. Snuff MuSick.
https://www.facebook.com/Snuffmusick?fref=ts Zrzesza większość ludzi, o których tu pisałem. Jak coś się dzieje w klimatach, to oni zawsze o tym wiedzą. Warto zaglądać.


sobota, 5 października 2013

Podsumowanie twórczości

HELL-o!

Tak jak mówiłem, walnę sobie teraz mały spis wszystkich moich wypocin, które się gdziekolwiek ukazały. Wraz ze zdjęciami, linkami i co tam jeszcze będzie potrzebne.

1. Nowa Fantastyka Wydanie Specjalne 31 (1/2011)
"Zabawki dla dużych chłopców"
Link do numeru na Lubimyczytać, żadnego zdjęcia nie mogę znaleźć.
Jak tylko znalazłem forum Nowej Fantastyki, to się bardzo ucieszyłem. Wrzucałem teksty, ludzie czytali komentowali. Pierwsza poważna krytyka i nauka umiejętności technicznych co do pisania jako takiego. Zauważony i pierwszy raz doceniony przez ludzi, w końcu dostałem srebrne pióro i prośbę o napisanie tekstu do gazety. Czego tam nie ma. Jest poważnie, bo o samobójcach, ale podlane czarnym humorem i czymś, co można określić tylko jako bizarro.

2. Grabarz Polski numer 35
" Przyjaciel z szuflady"
"Inwazja niewidzialnych różowych jednorożców"
Odkryłem, że istnieje takie cudo. Wysłałem tam trochę tekstów, Bartek Paszylk jeszcze tego samego dnia odpisał, że dwa bierze.
Numer wciąż wisi na stronie, można ściągnąć. Razem z całą resztą, serdecznie polecam.
Stronka grabarza

3. NiedobreLiterki (jeszcze kilka razy się tu pojawią) 
Zaczęło się od tego rzeźb Patrici Piccinini, które kiedyś zobaczyłem na JoeMonsterze. 

Na ich widok historia sama pojawiła się w mojej głowie. 
Mniej więcej wtedy zakupiłem sobie "Bizarro dla początkujących". Potem napisałem do Dawida Kaina. Od zawsze pisałem bizarro, tylko o tym nie wiedziałem. Jakoś tak. Literki powstały niedługo potem, a jak do ekipy dołączył dobrze mi znany Marek Grzywacz, to zaczęła się moja tam obecność.

4 i 5. Kolejne dwa teksty na NL. Tym razem zbiorowe aktualizacje, czyli teksty na koniec świata i życzenia noworoczne. Jeden tu, drugi tu

6. Mega*Zin Lost & Found nr 4 o buncie.
"Przeciw sobie" 

Bardzo fajny zin, pełno w nim zdjęć i tekstów. Ponadto jest całkowicie tłumaczony na język angielski. Dlatego też, siłami Marka Grzywacza, jest to mój pierwszy tekst w języku angielskim, który się kiedykolwiek ukazał. Jak na razie jedyny. Traktujący, o dziwo, o buncie. 
Link do numeru po polsku i po angielsku

"Drżenie" 
Pierwsza polska antologia opowiadań gore. A mój tekst jest chyba najmniej gore ze wszystkich. Bardziej psychologiczny, ekstremalnie smutny. Ale przyjął się dobrze. Tak jak cały zbiór. Tomek Czarny i Marek Grzywacz pracują właśnie nad drugą częścią. 

8. Niedobre literki po raz kolejny
"Czerwony kapturek" czyli zbiorcza aktualizacja na dzień dziecka. 

"Jak ja ich nie cierpię" 

Zombie-smerfy. 
Po spotkaniu polconowym jeden chłopak podszedł do mnie i mówi "To ty zabiłeś Klakiera". Nic więcej mówić nie trzeba.

"144000" Czyli moja wizja nieba. Satyra religijna. Podobno Zabawna. A tak przy okazji pierwsza książka z moim opowiadaniem, który była normalnie wydrukowana, a nie była tylko ebookiem. Ebookiem jest za to teraz, kiedy tylko tak ją można dostać. W empiku na przykład
Świetna książka. Rojek w otoczeniu największych popaprańców z kraju i zagranicy. Kyrcz Jr, Kain, Grzywacz, Mitka, Mellick III. Cud, miód i flaki. I Ekskrementy.  

11. Niedbre Literki po raz już ostatni
Zacząłem tam swój własny cykl tekstów. Czyli chory psychicznie bohater i jego kolejne przygody w świecie, który prawdopodobnie nigdy nie istniał. Jak na razie dwie części, następne dwie niedawno wysłałem do Kyrcza, za jakiś czas się ukażą. 

Mało? Dużo? Jakby kilka lat temu, kiedy zaczynałem pisać, ktoś mi powiedział, że będę tego tyle miał, nie uwierzyłbym. Teraz? Frustracja, bo dlaczego tak mało? Dlaczego nikt mi nie chce wydać książki? 
W najbliższym czasie będę jeszcze w dwóch, może trzech antologiach. Dwie z nich, może nawet wszystkie, będą na papierze. Do tego jeden horror, który w dziwny sposób się ukaże. Może jeszcze jedna antologia. Pracuję nad książką, choć wciąż dryfuję ku kolejnym opowiadaniom. A zbiór opowiadań, który od ponad roku odbija się od kolejnych wydawnictw, wisi mi nad głową jak burzowa chmura. Jeśli nikt go nie zechce do końca roku, to wypuszczę za darmo w sieć. Zrobię ebooka i wstawię na wydaje.pl. 

Czołem!